Miasto Trumien - Nate Kenyon
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 304
Do kupienia na: Matras
Kolejny horror, którego recenzje okazały się dużo ciekawsze niż sama książka. W "Krwi Zombie" głównym bohaterem jest facet o wyjątkowo oryginalnym imieniu i nazwisku - Billy Smith. Po tym jak po pijaku powoduje wypadek, w którym ginie kobieta i dwójka jej małych dzieci (a on sam cudem unika podobnego losu) na dłuższy czas trafia do więzienia. Po wyjściu zza kratek, wciąż dręczony wyrzutami sumienia, zaczyna miewać przerażające sny i słyszeć głosy sugerujące mu niezbyt przyjemne rzeczy. Pod silnym wpływem tych namów uprowadza z plaży młodą uzależnioną od narkotyków prostytutkę i gnany dalszym impulsem wyrusza z nią do małego miasteczka, gdzie, jak się szybko okazuje, nic nie jest takie, jakie być powinno.
Fabuła, a zwłaszcza jej rozwój w dalszych częściach powieści tracą sztampą. Wydarzenia są przewidywalne, bohaterowie i postacie drugoplanowe bez głębi, papierowi. Słabo wypadają też dialogi, co w połączeniu z powyższymi zarzutami daje średnio przekonywującą opowieść. Teoretycznie mamy do czynienia z horrorem, jednak ani przez moment nic tu nie straszy. Co więcej, nie wywołuje właściwie żadnych emocji, czy to pozytywnych, czy negatywnych. Ot, niezobowiązująca lektura, którą bez straty klimatu można odłożyć nawet na kilka dni. Zalety? Warsztat pisarski Nate'a Kenyona. Facet sprawnie operuje słowem, całość toczy się równym tempem i jest nie najgorzej skonstruowana,. Przez kolejne strony przebija się gładko - opisy, dialogi i akcję pisarz serwuje w rozsądnych proporcjach. W sumie mamy do czynienia z zaledwie poprawną powieścią grozy klasy B. Nie jestem w stanie ani polecić, ani też stanowczo jej odradzić - wspomnę tylko, że "Krew Zombie" zdobyłem na wyprzedaży za 9 złotych i ta kwota wydaje się być jak najbardziej w porządku za tego typu lekturę.
Ocena: 5.8/10
Dawno już nie miałem w dłoni porządnego horroru z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio czytam nieco inne gatunki, a jednak z chęcią sięgnąłbym po coś z dreszczykiem. Ale po Twojej recenzji widzę, że chyba nie będzie to "Krew zombie", a szkoda bo przyznam, że okładka - choć niezbyt oryginalna - bardzo mnie zachęciła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam