sobota, 27 października 2012

Stos, Pierwszy śnieg i Zmiana czasu (w odwrotnej kolejności)

Tej nocy (z 27 na 28 października 2012) przestawiamy zegarki o godzinę do tyłu w związku ze zmianą czasu z letniego na zimowy. Od jutra noc przyjdzie o godzinę wcześniej, ale póki co radujmy się (chociaż akurat ja lubię noc), jako że dziś pośpimy godzinę dłużej :)

Rano (czyt. godzina 10:30), tuż po podniesieniu się z łóżka, przywitał mnie taki oto widok:

Śnieg. I nawet się nie rozpuszcza tuż po zetknięciu się z ziemią. Miło. Mam nadzieję, że to nie ostatni taki widok w tym roku. Listopad i grudzień to czas, kiedy śnieg ma na mnie bardzo pozytywny wpływ. Nawet nie muszę wychodzić z domu, już sama świadomość, że on tam jest pięknie nastraja mój humor. Za to w styczniu...w styczniu zaczynam mieć już po dziurki w nosie marznięcia i ubierania się w kilogramy ciepłego odzienia, a w lutym dochodzi do tego czysta złość na samą myśl o przedzieraniu się przez zaspy brudnego śniegu, kiedy to zwykłe dotarcie do sklepu  - w normalnych warunkach zabierające góra 10 minut - zajmuje niemalże pół godziny...taaak, nie ma to jak skrajności ;-)
Dlatego też liczę na to, że w listopadzie i grudniu będzie biało i zimno, a od stycznia ciepło i sucho - takie moje małe marzenie, zapewne nie do spełnienia, ale marzyć trzeba.
A Wy jakie macie odczucia w tej materii? :-)


A teraz najnudniejsza część wpisu (:p), czyli stos październikowy. Głównie z promocji na Weltbild.pl, ale znalazły się i dwie książki zakupione przeze mnie w Empiku.



Empik:
Wiatr przez dziurkę od klucza - Stephen King
W obronie syna - Landay William

Weltbild:
E.L. Doctorow  - Homer i Langley
Gerald Seymour - Kolaborantka
Janusz Jabłoński  - Komplet - Popkultura w PRL-u, Samochody w PRL-u, Miasta w PRL
Elizabeth Kostova - Łabędź i złodzieje
Młoda proza amerykańska - praca zbiorowa
Bruce Chatwin - Na Czarnym Wzgórzu
Boris Akunin - Nefrytowy różaniec
Carolina De Robertis - Niewidoczna góra
Sofi Oksanen - Oczyszczenie
Peter Carey - Parrot i Olivier w Ameryce
Isabel Allende - Podmorska wyspa
Julian Barnes - Puls
Amos Oz - Spokój doskonały
Gary Shteyngart - Supersmutna i prawdziwa historia miłosna
Leena Parkkinen - Ty pierwszy, Max
Carlos Fuentes - Wszystkie szczęśliwe rodziny

Znaczna część autorów mi nieznana, książki brałem opierając się na blogowych opiniach, tak że gdyby nie Wy, ten stos nie wyglądałby tak, jak obecnie wygląda ;-)



środa, 24 października 2012

Wiatr przez dziurkę od klucza - Stephen King


Wiatr przez dziurkę od klucza - Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 400

Nie lubię fantasy. Najpewniej się powtarzam, ale na rzecz tego tekstu czynię to w sposób zupełnie świadomy, bowiem dzisiejszy wpis należy właśnie do książki zaliczanej do tego gatunku. Gatunku, który nie jest w stanie do mnie przemówić i utrzymać zainteresowania na dłużej niż kilkanaście minut przy każdym podejściu. Nie wiem, może po prostu nie mam szczęścia i zawsze sięgam po chłam. W końcu tak wiele z fantasy do czynienia nie miałem; kilka książek, kilkanaście filmów...za mało by móc wydać ostateczny wyrok. Niemniej jednak możecie sobie wyobrazić jak wielkie opory miałem kilka lat wstecz na samą myśl o sięgnięciu po cykl "Mrocznej Wieży". Gdyby nie fakt, że napisał go Stephen King, na pewno po dziś dzień żyłbym w nieświadomości o istnieniu takiej perełki.
Pytanie brzmi, z jakiego powodu przypadła mi do gustu. Obok prozaicznego faktu, że wyszła spod pióra mego ulubionego pisarza, głównym z nich jest chyba fakt, iż nie jest to czystej krwi fantasy. Świat Pośredni to miejsce nie tak dalekie od naszego świata, a w wielu miejscach oba wręcz się na siebie nakładają. Co więcej, duża część kilku tomów toczy się w naszej rzeczywistości. King wymieszał to wszystko w idealnych proporcjach, dzięki czemu istnieje ogromna szansa, że nawet zupełnie niezainteresowani gatunkiem czytelnicy przeczytają całość z zapartym tchem. Jestem tego dowodem :)

"Wiatr przez dziurkę od klucza" to - jak głosi tekst na tylnej okładce - powieść ze świata mrocznej wieży. Stephen King pisze w przedmowie, że należy ją traktować jako tom 4,5 (akcja toczy się po tomie czwartym, ale przed piątym), jednak bez obaw mogą ją przeczytać również ci, którzy z Mroczną Wieżą nie mieli dotychczas do czynienia. Czy rzeczywiście? O tym za moment.

Fabuła skonstruowana jest w sposób, który przywodzi na myśl rosyjską matrioszkę - Roland opowiada swojemu ka-tet historię ze swej młodości, w której on sam opowiada inną historię pewnemu chłopcu. Dopiero pod koniec książki dowiadujemy się zakończenia wszystkich opowieści, co już samo w sobie jest całkiem interesującym zabiegiem.
Opowieści są zatem trzy. Pierwsza (Lododmuch) to tylko pretekst do dwóch pozostałych. A są to: Skóroczłek, mieszczący się na około 140 stronach, i tytułowy "Wiatr przez dziurkę od klucza", rozpisany na niemal 200 stron. W Skóroczłeku cofniemy się, jak już wspominałem, do czasów młodości Rolanda. Otrzymuje on od swego ojca zadanie polegające na wytropieniu i schwytaniu zmiennokształtnej istoty - prawdopodobnie człowieka - która od pewnego czasu sieje śmierć w miasteczku Debaria. W trakcie wykonywania misji nastoletni Roland opowiada trzecią historię, a w zasadzie baśń, małemu chłopcu, który w wyniku nieprzyjemnych zdarzeń będzie mieć okazję odegrać główną rolę w rozwiązaniu zagadki skóroczłeka.
Baśń ta to właśnie "Wiatr przez dziurkę od klucza" - opowieść o jedenastoletnim Timie Rossie, który chcąc uzdrowić matkę wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż.

Wszystkie historię trzymają w miarę równy poziom. Nie jest to może szczyt literackich możliwości Kinga, ale tak naprawdę trudno książce coś zarzucić. Wciąga, trzyma w napięciu, potrafi wzruszyć, siedzi w głowie podczas każdej przerwy w jej czytaniu. Każdy, kto ceni sobie twórczość tego autora, powinien mniej więcej wiedzieć czego się spodziewać. Dodatkowym atutem są też pewne smaczki i nawiązania, które fani cyklu na pewno wyłapią z tekstu. Czego chcieć więcej. Może tylko kolejnych powrotów do świata rewolwerowca, bo ten kończy się zdecydowanie zbyt szybko.

Wracając do tematu poruszonego nieco wyżej, pozwolę sobie nie zgodzić się z Kingiem i nie będę rekomendować "Wiatru..." osobom, które nigdy nie czytały Mrocznej Wieży. Owszem, znajomość cyklu nie jest konieczna do zrozumienia całej historii, ale brak tejże pozbawia ją klimatu. Powiem więcej, najlepiej przeczytać ją dopiero po skończeniu całej serii. Nie na początku, nie po tomie czwartym, a właśnie na samym końcu. Potraktować ją jako swego rodzaju dodatek, bonus. Jeśli jednak nie macie zamiaru przedzierać się przez ponad 4000 stron, by poznać historię Rolanda i jego ka-tet, a chcielibyście zobaczyć czym jest ta cała słynna Mroczna Wieża, śmiało zainwestujcie 35 złotych w "Wiatr przez dziurkę od klucza". Jestem bardzo ciekaw waszych opinii. Mnie, ślepo zakochanemu w całym cyklu, bardzo się podobało. Spotkanie po latach z dawno niewidzianymi przyjaciółmi zaliczam do nad wyraz udanych :)

Ocena: 8,5/10

Książkę zamówiłem w przedsprzedaży. 15 października czekała już na mnie do odbioru w Empiku (na tamtejszych pólkach również, po prostu Albatros rzucił nakład dwa dni wcześniej niż zapowiadał). Porzuciłem wszystkie wykonywane wówczas zajęcia i popędziłem do salonu. W godzinę później siedziałem już szczęśliwy w domu z egzemplarzem "Wiatru...". Książka trafiła w nieco cięższy czytelniczy okres czasu, ale i tak zamierzałem dawkować sobie lekturę, nie było więc powodów do rozpaczy ;-)
Wydanie w miękkiej okładce. Miała być też twarda, ale skończyło się na planach. Szkoda. Papier dobrej jakości, ładna i klimatyczna ilustracja na okładce. Prezentuje się to nieźle :)

niedziela, 21 października 2012

Promocje, rewelacje, okazje! [#1]

Hello.
Tym razem trochę o najciekawszych aktualnych promocjach w internetowych księgarniach. Zapewne są Wam już dobrze znane, ale kto wie, być może ktoś znajdzie coś, o czym jeszcze nie słyszał. 

No to jedziemy.


EMPIK.COM


Literatura polska - 3 za 2

Jak czytamy na stronie Empik.com:

"Kup 3 książki za najtańszą zapłacisz 0,02zł. Rabat dotyczy książek z oferty poniżej z dostępnością 24h. Promocja trwa do 23.10.2012 lub wyczerpania zapasów."





MERLIN.PL

Bardzo dużo książek w niższych cenach. Niektóre z nich można znaleźć w innych internetowych księgarniach po niższych cenach (3telnia.pl, Dedalus.pl, Weltbild.pl itp.), ale trafiają się również bardzo smakowite kąski (np. z wydawnictwa Amber) - wystarczy poszperać.






WELTBILD.PL


Milion Książek na Jesień od 9.90 zł

Co czwarta książka za złotówkę. Promocja jest typu wielokrotnego, czyli każdy co czwarty, najtańszy tytuł
z promocji jest w cenie specjalnej - za 1 zł.

Promocja "Milion książek na jesień od 9.90 zł" trwa do 31.10.2012

Obecnie w promocji ponad 900 tytułów. Jest w czym wybierać.

Sam zamówiłem 16 książek, co dało aż 4 tytuły po 1 zł. Tak, wiem, znów złamałem słowo, miałem w tym miesiącu dać sobie spokój z książkami. Koniec z deklaracjami, których nie jestem w stanie spełnić ;-)

Do końca roku na pewno coś jeszcze wyskoczy, zatem kącik promocji - mam taką nadzieję - będzie kontynuowany.
Obecnie czytam "Wiatr przez dziurkę od klucza" Stephena Kinga - w najbliższych dniach oczekujcie mojej opinii.

czwartek, 18 października 2012

Syreni Śpiew - Val MacDermid


Syreni Śpiew - Val McDermid
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron:
408


Val McDermid to pochodząca ze Szwecji wyjątkowo płodna autorka kryminałów. Blisko 30 powieści i tyle samo języków, na które zostały przetłumaczone, czynią ją jedną z bardziej rozpoznawalnych twarzy poruszających się w tym gatunku. Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazało się niedawno kilka popełnionych przez nią historii. Pierwszą z nich, "Syreni Śpiew", postanowiłem kupić i przeczytać. Czy spełniła moje oczekiwania?
Od razu mówię, że nie do końca. Po raz enty dziesiątki skrajnie pozytywnych recenzji i opinii sprawiły, że - przynajmniej przez pierwsze sto stron - czułem się nieco zawiedziony.

Akcja książki ma miejsce w Wielkiej Brytanii. Poznajemy doktora Tony'ego Hilla, psychologa sądowego specjalizującego się w tworzeniu profilów psychologicznych przestępców. Policja zgłasza się do niego z prośbą o pomoc w schwytaniu seryjnego mordercy, którego media ochrzciły niezbyt efektownym mianem "Homobójcy", jako że ciała swoich ofiar porzuca w charakterystycznych miejscach spotkań homoseksualistów. Zwłoki są brutalnie okaleczone, noszą ślady niezwykle wymyślnych tortur. Śledztwo nie przynosi oczekiwanych rezultatów i to doktor Hill, korzystając ze swych umiejętności, ma za zadanie podsunąć policji jakiś trop. Sprawy przyjmują jednak coraz bardziej niepokojący obrót.

Zacznijmy od słabszych stron. Raziła mnie zwłaszcza schematyczność bohaterów i sztampowe, zupełnie nieprzekonujące dialogi. Fabuła, choć w żadnym momencie nie błyszczy oryginalnymi rozwiązaniami, jest całkiem przemyślana i spójna. Na wyświechtane zwroty akcji narzekać nie będę - książka powstawała w pierwszej połowie lat 90-tych ubiegłego wieku i wówczas, tak mi się przynajmniej wydaje, nie było to jeszcze wszystko tak ograne.

Muszę też zwrzeszczeć Prószyńskiego za opis umieszczony na tylnej okładce, który zdradza po prostu zbyt wiele. Ostatnie zdanie opisu mówi o czymś, co ma miejsce na ostatnich 50 stronach książki. Litości, bez takich Panie i Panowie, to naprawdę psuje sporo frajdy z lektury...

Pomijając wszystkie te mankamenty, książka napisana jest bez zarzutu. Nie męczy, momentami potrafi wciągnąć, zaciekawić (np. opisami średniowiecznych narzędzi tortur), a tożsamość głównego Zła nie od razu jest oczywista. Autorka podsuwa fałszywe tropy i w moim przypadku osiągnęła sukces, udało jej się zwieść mnie na manowce, choć warto mieć na uwadze, że nigdy nie byłem dobry w typowaniu książkowych morderców ;)

Komu polecam? Na pewno nie miłośnikom takich autorów jak Arnaldur Indridason, czy (po części) Michael Connelly, dla których budowanie klimatu i wyraźnie zarysowany wątek obyczajowy są ważniejsze od wartkiej akcji i przymusu szokowania. Książce dużo bliżej do pisarstwa Marka Billinghama, czy, idąc trochę innym tropem, seriali typu CSI. Jeśli w tych klimatach czujecie się najlepiej, "Syreni Śpiew" na pewno przypadnie Wam do gustu. Ja już raczej nie sięgnę po kolejne części cyklu z Tonym Hillem, nie po cenie okładkowej. Bo jeśli trafią na wyprzedaż, albo ktoś sprawi mi je w prezencie - przyjmę z otwartymi ramionami ;-)



Ocena: 6.2/10

niedziela, 14 października 2012

Co widziały wrony - Ann-Marie MacDonald


Co widziały wrony - Ann-Marie MacDonald
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 848

Bohaterami książki jest rodzina kanadyjskiego lotnika. Główna akcja toczy się w na początku lat 60-tych ubiegłego wieku. Jack, Mimi i ich dwójka dzieci przenoszą się z Niemiec do kanadyjskiej bazy lotnictwa w Centralii. Miejsce jak z obrazka, rodzina jak z obrazka. Dzieci - ośmioletnia Madeleine i dwunastoletni Mike - oraz ich rodzice szybko wpasowują się w nowe otoczenie i wszystko wskazuje na to, że spędzą w Centralii wiele pięknych lat. Niestety z czasem na tej czystej powierzchni pojawiać się będzie coraz więcej rys. Jack wplątuję się w tajną operacje, Madeleine jest molestowana, a po pewnym czasie zostaje zamordowana koleżanka z jej klasy.

Książka jest bardzo dobrze napisana. To nie jakieś tandetne czytadło, z którego nie wynosi się nic, prócz naiwnej historii, którą i tak kilka dni później zupełnie się zapomina. Ciekawy język, masa interesujących przemyśleń, wniosków, opisów - uwielbiam czytać z poczuciem, że nie robię tego wyłącznie dla zabicia czasu. MacDonald stworzyła bardzo dobrą powieść z pełnowymiarowymi bohaterami i intrygującą historią. Wszystkie wątki prowadzone są znakomicie i całość, ponad 800 stron, czyta się w przeważającej większości bardzo szybko. Jedynie początek i dłuższy fragment w drugiej połowie książki wydaje się nieco rozwlekły - po pierwszych stu stronach kolejne przewracają się jednak właściwie same, cała autostrada tylko dla mnie, pędzę z maksymalną dozwoloną prędkością. Niewielki korek na drodze robi się w momencie, gdy akcja przenosi się dwadzieścia lat w przód, ale, tak jak już pisałem, po krótkiej chwili ponownie dajemy po gazie, i tak już do samego, dosyć zaskakującego finału.

Przemyślana, świetnie napisana powieść obyczajowa. Gorąco rekomenduje. W momencie gdy to pisze, można ją kupić na Weltbild.pl za 15 złotych. Lepszej zachęty chyba nie potrzebujecie.




Ocena: 9.0/10

Największy plus: świetnie napisana powieś obyczajowa
Największy minus: dużych minusów brak

środa, 10 października 2012

Rochard [PC] - Recenzja




Deweloper: Recoil Games

Platforma: PC, PS3
Cena: 9,99€ (Steam)

Rochard to gra wchodząca w skład szóstej edycji Humble Indie Bundle, którego mogliście jakiś czas temu wyrwać dosłownie za kilka złotych - spoglądając na zawartość pakietu kwota ta wydaje się wręcz nieprzyzwoicie niska.

Kupiłem, zapłaciłem, wklepałem dwa otrzymane kody na Steam i po godzinie, potrzebnej do ściągnięcia wszystkich tytułów (kilka GB danych), postanowiłem spróbować swych sił w Rochard. Wybór raczej spontaniczny, podjęty po obejrzeniu fajnie zrealizowanego trailera z wpadającym w ucho utworem muzycznym. Cóż takiego kryje się pod tajemniczą nazwą Rochard? Platformówka z silnie zarysowanymi elementami logicznymi, miks gatunków od dłuższego czasu szalenie modny wśród niezależnych twórców gier.

Po uruchomieniu programu i przejściu przez standardowe ekrany z firmowym logo autorów, trafiłem do menu głównego, skąd od razu, swoim zwyczajem, przeskoczyłem do opcji. Znajdziemy tam ustawienia grafiki, dźwięku, języka - tu niespodzianka, jest też polski, miło - w sumie bardzo klasycznie, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gdyż często brakuje nawet tych, wydawałoby się, podstawowych możliwości konfiguracyjnych. Po chwili szperania i dłubania odpaliłem właściwą grę.

Rochard to nazwisko górniko-astronauty, w którego przyjdzie się nam wcielić. Facet ma pecha, od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć żadnej bogatej w złoża turbinium asteroidy, co nie w smak zwłaszcza jego szefowi. Wszystko zmienia się w chwili, gdy nasz dzielny górnik odkrywa pewne tajemnicze, ukryte głęboko miejsce pełne cennych złóż. Radość nie trwa długo - chwilę potem, zwabieni zapachem pieniędzy, zjawiają się kosmiczni piraci. Tylko John Rochard może się z nimi rozprawić, co też chętnie uczyni. W trakcie rozgrywki fabuła nieco się pokomplikuje, ale wszystkie zwroty akcji są dosyć przewidywalne, a historia stanowi tylko pretekst do zabawy. A tej nie zabraknie.

Gra to dwuwymiarowa platformówka, co najlepiej oddają screeny zawarte w tym tekście. Poza małpią zręcznością przydadzą Wam się jednak dużo bardziej umiejętności logicznego myślenia i kombinowania, gdyż to właśnie na tym opiera się główny trzon rozgrywki. Jeśli oczekujecie wyłącznie strzelania i skakania - trafiliście pod zły adres ;)



Głównym elementem naszego arsenału jest G-Lifter, po naszemu pistolet grawitacyjny, za pomocą którego możemy przenosić z miejsca na miejsce na przykład ciężkie skrzynki, ale też nimi ciskać, chociażby we wrogów. Kolejną nabytą wkrótce umiejętnością Johna jest manipulator grawitacji całego otoczenia, który pozwala na wykonywanie wyższych skoków, przenoszenia jeszcze cięższych skrzyń itd. Właściwie aż do końca gry zdobywamy jakieś nowe bajery, co daje twórcom okazje do zaimplementowania coraz to nowych i bardziej złożonych zagadek. Pod koniec robi się dosyć ciężko, choć w ogólnym rozrachunku poziom trudności nie należy do szczególnie wyśróbowanego - ot, średnia półka, potu za dużo nie wylejecie ;)



Zagadki. Ciekawe, ale pozostawiają ogromny niedosyt. Odnoszę wrażenie, że potencjał, jaki tkwił w tym elemencie, nie został wykorzystany nawet w połowie. Sam punkt wyjściowy - rewelacja, gorzej z fajnym designem łamigłówek. Szkoda, ale może doczekamy się kontynuacji.
Naszym zadaniem będzie m.in. szukanie i montowanie/rozmontowywanie bezpieczników, co aktywuje/dezaktywuje podłogę pod napięciem, drzwi, pole siłowe itp. rzeczy, przekierowywanie wiązki lasera (traf tam, aby coś wybuchło, traf tu, aby przejść dalej), wykonywanie podwójnych skoków (przy zmniejszonej grawitacji wykonujemy skok ze skrzynką, którą w odpowiednim momencie odrzucamy, co skutkuje naszym drugim skokiem), huśtanie się, rzucanie lepkimi bombami, które należy w odpowiednim momencie detonować, by włączyć przycisk...i tak dalej, jest tego naprawdę sporo, nie mam zamiaru psuć Wam przyjemności (co i tak już po części chyba zrobiłem) w odkrywaniu tego, co przygotowali autorzy.



Grafika - przyjemna dla oka, w wysokiej rozdzielczości. Nie szokuje, nie zaskakuje, ale pozostawia po sobie dobre wspomnienia. Dźwięk i muzyka zasługują zaś na słowa pochwały - voice-acting jest świetny (Jon St. John jako Rochard - miodzio!), a muzyka klimatyczna, choć ta przygrywa zdecydowanie zbyt rzadko. Próbkę możecie usłyszeć w trailerze:




Czy polecam? Tak, zdecydowanie. Gra nie należy do najdłuższych, ale z tych 6 godzin potrzebnych do jej ukończenia większość stanowi esencję czystej frajdy. Moim zdaniem warto, nawet pomimo lekkiego niedosytu.

sobota, 6 października 2012

Pawilon Kwiatu Brzoskwini - Mingmei Yip


Pawilon Kwiatu Brzoskwini - Mingmei Yip
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 592

Po książkę, i wcale nie zamierzam tego ukrywać, sięgnąłem skuszony przede wszystkim korzystnym stosunkiem ceny do liczby stron. Lubię takie grube tomiszcza - zwłaszcza, gdy są ładnie wydane i kosztują dziesięć złotych. Rzuciłem wcześniej co prawda okiem na kilka recenzji, ale życie nauczyło mnie, by ufać tylko sprawdzonym blogom i serwisom (czyt. tym, których autorzy mają podobny gust do twojego ;), a niestety żaden z nich "Pawilonu..." nie recenzował. Fabuła wydała się jednak na tyle interesująca, że postanowiłem zaryzykować.

Główną bohaterką jest tu Xiang Xiang. W wyniku nieprzyjemnego splotu wydarzeń jako trzynastoletnia dziewczynka trafia do luksusowego domu publicznego, gdzie już po kilku latach dorabia się statusu prestiżowej prostytutki. Cały czas żyje jednak pragnieniem, by wydostać się z Pawilonu, odszukać matkę, która nieświadomie ją tu umieściła, i przede wszystkim pomścić śmierć ojca, oskarżonego za zbrodnie, której nie popełnił.

"Pawilon Kwiatu Brzoskwini" napisany jest poprawnie, przystępnym językiem, nic ponadto. Nie zrozumcie mnie źle, to nie zarzut, oczekiwałem porządnego czytadła, które nie nadwyręży moich szarych komórek i właśnie coś takiego otrzymałem. Ambitnie, nie, ciekawie, owszem, przeważnie, gdyż bywają też chwilę przestoju, kiedy z lektury nic konkretnego nie wynika i rozdziały sprawiają wrażenie wrzuconych tylko po to, by zwiększyć końcową objętość książki. Zachowanie bohaterki momentami irytuje, a ilość zbiegów okoliczności, które jej się przytrafiają może przyprawić o zawrót głowy i narzucić podejrzenie, że cały świat to tak naprawdę kilka krzyżujących się ulic. Co ciekawe, jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Podejrzewam, że gdyby akcja powieści toczyła się w Wielkiej Brytanii czy innym bliższym mi miejscu, odczucia z tym związane byłyby zgoła inne. Chiny są dla mnie tak egzotycznym krajem, że tego typu droga na skróty, którą co rusz podąża autorka, zdaje się całkiem na miejscu. Zaletą jest to, że przy okazji lektury można łyknąć nieco ciekawych informacji o Chinach. Autorce szczególną przyjemność sprawia pisanie o jedzeniu. Albo lubi gotować, albo często bywa w restauracjach ;-)

Komu polecam? Na pewno wszystkim szukającym czegoś o nieco cięższej tematyce, ale napisanego w sposób, który nie wywoła ataku ciężkiej depresji i przygnębienia. Historia pozostawia po sobie raczej pozytywne wrażenie i nie żałuję spędzonych z nią godzin, choć w gruncie rzeczy to taki literacki średniak jest. Można sięgnąć.

                       Zdjęcie wykonane w nieco spartańskich warunkach, ale jest.

Ocena: 6.2/10

Największy plus: przeważnie  nie nudzi
Największy minus: momentami trochę to wszystko naiwne

czwartek, 4 października 2012

Wrześniowe zbiory i zdobycze

Kilkanaście minut zajęło mi bieganie po pokoju od półki do półki w poszukiwaniu tego, co udało mi się kupić we wrześniu z książek. Z grubsza to chyba wszystko, choć niewykluczone, że coś pominąłem. Cały czas obiecuje sobie, że przystopuje z zakupami literatury, ale każda wyprzedaż wystawia te postanowienie na próbę, która z góry skazana jest na porażkę. Cóż, jedyna pociecha w tym, że mimo wszystko mój portfel zbyt boleśnie nie obrywa - zdecydowana większość z tytułów poniżej kosztowała mnie 5-10 zł/sztuka. Zatem, jeśli coś wpadło Wam w oko, wchodzicie na Ceneo, a potem wiecie co dalej :) Póki co - zapraszam do rzucenia okiem na zdjęcie i spis:

Jill Hathaway - Wejście w zbrodnie
Wilhelm Genazino - Abschaffel. Trylogia
Ian McEwan - Niewinni
Ian McEwan - Czarne Psy
Ian McEwan - Pierwsza miłość, ostatnie posługi
Ian McEwan - W pościeli
Ian McEwan - Dziecko w czasie
Ian McEwan - Amsterdam
Ian McEwan - Na plaży Chesil
Xiaolu Guo - 20 odsłon zachłannej młodości
Faith Hunter - Zmiennoskóra
Rani Manicka - Matka Ryżu
Robert Bloch - Psychoza
Kazuo Ishiguro - Malarz świata ułudy
Kazuo Ishiguro - Niepocieszony
Natsuo Kirino - Prawdziwy świat
Alice Sebold - Szczęściara
Melvin Burgess - Twarz Sary
Toni Morrison  - Odruch serca
Dean Koontz - Intensywność
Jhumpa Lahiri - Tłumacz chorób
Scott Turow - Zwyczajni bohaterowie
Chris Bohjalian - Sekrety Edenu

W październiku nie kupie żadnej książki, postanowione ;-)

wtorek, 2 października 2012

Jestem Legendą - Richard Matheson


Jestem Legendą - Richard Matheson
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 223


“Jestem legendą”, jedna z najważniejszych dwudziestowiecznych powieści o wampirach, regularnie pojawia się w pierwszych dziesiątkach przygotowywanych przez krytyków list najlepszych dzieł grozy. Tę trzecią książkę w dorobku Richarda Mathesona początkowo reklamowano jako fantastykę naukową, ponieważ, mimo iż powstała w 1954, jej akcja rozgrywa się w roku 1976, czyli w przyszłości. Matheson, piszący w surowym, niemal dokumentalnym stylu, był jednym z pierwszych autorów, którzy potrafili przekonać czytelnika, że nieumarli mogą się czaić nie tylko w odległym gotyckim zamku, ale i w chłodni miejscowego supermarketu.


Robert Neville to ostatni człowiek na ziemi. Tajemniczy wirus zmienił wszystkich ludzi w bezmyślne wampiry, które każdej nocy próbują wedrzeć do jego domu, by pozbawić życia jedynego mieszkańca. Neville przeistacza dom w fortece. W ciągu dnia, kiedy wampiry zapadają w swego rodzaju sen, jeździ po okolicy wyszukując je i uśmiercając, ale przede wszystkim zdobywa pożywienie i inne niezbędne do przetrwania rzeczy. Z dnia na dzień przybywa jednak pytań, na które Neville pragnie poznać odpowiedzi.

Mathesonowi udała się bardzo trudna sztuka - sprawić, bym już po kilkunastu stronach lektury czuł, widział i myślał to, co główny bohater. Dosłownie kilka tygodni wcześniej, po lekturze jakiegoś mdłego horroru, stwierdziłem, że w końcu i ja dobrnąłem do miejsca, w którym prędzej czy później znaleźć się musiałem - nabyłem naturalną odporność na grozę, krew i śmierć w literaturze. Koniec, kropka. Nie pozostaje nic innego, jak w całości przerzucić się na melodramaty i tam szukać emocji, tym razem nie wywołujących dreszczy przerażenia lecz ubytek wody przez oczy. Na szczęście mogę się jeszcze z tym desperackim krokiem wstrzymać. "Jestem Legendą" wywołał we mnie strach, smutek, złość, poczucie beznadziei...po prostu wszystko to, czego zawsze szukam w tego typu historiach, a nawet więcej, zwłaszcza jeśli mamy na uwadze skromną objętość książki. W telegraficznym skrócie - znakomicie nakreślony bohater, świetnie poprowadzona akcja, oryginalne zakończenie. Strasznie podobał mi się też sposób, w jaki Matheson pisze - bez lania wody, krótkie i przemyślane zdania.
Pozycja obowiązkowa na półce każdego miłośnika gatunku.

Nie znoszę filmowych okładek. Dużo lepiej wyglądała grafika z poprzedniego wydania. MAG rozdmuchał też objętość książki. Czcionka jest tak duża, że spokojnie mógłbym składać wyrazy bez okularów z odległości metra. Papier standardowy, szary (kremowy (?) - nie znam się). Miękka okładka. Cena okładkowa - 25 złotych. Ja dałem, o ile dobrze pamiętam, jakieś 5-6 złotych (wciąż jest na wyprzedaży - szukajcie w księgarniach internetowych, potem może być za późno!).

Ocena: 9.5/10

Największy plus: fabuła
Największy minus: zwyczajnie zbyt krótka