czwartek, 1 listopada 2012

W obronie syna - William Landay


W obronie syna - William Landay
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 464

W lesie nieopodal szkoły zostaje znalezione ciało zamordowanego czternastolatka. Sprawę prowadzi ceniony prokurator Andrew Barber, lecz wszystko zmienia się w chwili, gdy jego syn Jacob staje się głównym oskarżonym. Andy rozpoczyna walkę o jego uniewinnienie.

Całą historię - od pierwszych chwil po morderstwie, poprzez wyniszczający całą rodzinę proces - poznajemy z perspektywy ojca oskarżonego chłopaka.
To powieść, ale napisana tak przekonująco, że gdyby ktoś powiedział mi, że została oparta na faktach, nie miałbym powodów, by mu nie wierzyć. "W obronie syna" to udana mieszanina thrillera, kryminału i dramatu sądowego - wszystko podane w takich proporcjach, że nawet osoby nie przepadające za jednym z tych gatunków nie powinni być znużeni lekturą.

Landay wie o czym pisze, sam przez kilka lat był prokuratorem w prokuraturze okręgowej. Ani przez moment nie odczułem, że częstuje nas informacjami, które wyszperał podczas kilkugodzinnej sesji z Google.
Historia wciąga, angażuje, wywołuje emocje i nawet po przeczytaniu nie jest w stanie wyjść z głowy. Zwraca uwagę na niedoskonałości wymiaru sprawiedliwości, stawia pytania, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Rozczarowało mnie tylko zakończenie, właściwie nie ono samo, a sposób, w jaki zostało przedstawione. Zbyt pośpiesznie, nieciekawie. Nieprzyjemny zgrzyt na koniec. Szkoda, aczkolwiek jakoś drastycznie nie zmienia to mojej końcowej oceny. Przyczepie się jeszcze do jednego, ale w tym wypadku wszystkie cięgi spadają na plecy osoby odpowiedzialnej za translację oryginału na nasz rodzimy język. Dialogi przetłumaczone są zbyt dosłownie, przez co często brzmią zwyczajnie sztucznie. Mowa potoczna amerykańskich nastolatków przełożona słowo w słowo na język polski sprawia nie najlepsze wrażenie.
Reasumując, polecam. Jeśli macie czterdzieści złotych na zbyciu i brak pomysłu na kolejną lekturę, "W obronie syna" może być bardzo dobrym wyborem.  Nie żałuję ani złotówki (choć sam kupiłem nieco taniej, za 30 PLN ;).

                                              Ocena: 7,8/10