sobota, 26 maja 2012

Miasto Trumien - Gary A. Braunbeck


Miasto Trumien - Gary A. Braunbeck
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 240
Do kupienia na: Dedalus.pl

Chyba nie istnieje istota ludzka, która nie lubiłaby przyjemnych niespodzianek. Nawet na wskroś przeciętna książka smakuje po stokroć lepiej jeśli podejdziemy do niej bez większych oczekiwań i szczególnie rozpalonych nadziei. "Miasto Trumien" nie kusi ani tytułem, ani okładką, ani opisem. Ot, zwyczajne czytadło, powieść grozy niższej kategorii, którą wziąłem wyłącznie ze względu na niską cenę (8,50 zł. na Dedalusie).
Z pozoru fabuła powieści nie jest zbyt skomplikowana, ale wraz z kolejno przerzucanymi stronami przekonujemy się, że w tej historii tkwi spory potencjał, a całość coraz bardziej się gmatwa.
Akcja toczy się w przesiąkniętym złem małym miasteczku Cedar Hill, przeklętym - wydawałoby się - wraz z chwilą jego założenia. Na przestrzeni lat miało tam miejsce wiele dziwnych i krwawych wypadków, a kolejne z nich właśnie teraz dają o sobie znać ze znacznie większą niż dotychczas siłą.

Książka napisana jest interesującym językiem. Autor dość umiejętnie posługuje się słowami oraz potrafi tchnąć nieco życia w wykreowanych przez siebie bohaterów i w miarę możliwości urzeczywistnić wydarzenia rodem z kompletnie odjechanych sennych koszmarów. Nie jest to literatura najwyższej próby, ale nie można też powiedzieć, że mamy do czynienia z grafomanią. Dzieję się sporo, czasem nawet za dużo, zwłaszcza, że główna oś "Miasta Trumien" to niespełna 200 stron, ale nie odczuwa się tym wszystkim zmęczenia, przesytu. Owszem, przyznaje, niektóre rozdziały bywają nudne i rozwleczone (a jednak), ale można przymknąć na ten fakt oko, gdyż nie razi to na tyle, by zniechęcić do dalszego czytania.

Horror? Zdecydowanie, zwłaszcza dla fanów dokładnych opisów scen pełnych przemocy, krwi, flaków i innych obrzydliwości. Troszkę tego jest. Miłośnicy powolnego budowania napięcia poczują się rozczarowani, tu nie ma czasu na wytchnienie. Puls podczas lektury zbyt mocno nie skacze, ale co wrażliwsi i obdarzeni bujną wyobraźnią mogą mieć mdłości.
Na osłodę dwa opowiadania umiejscowione w Cedar Hill. W sumie 240 stron, które jestem w stanie polecić wszystkim zatwardziałym fanom gatunku. Z butów książka nie wyrzuci, skarpetek nie zroluje, ale jest w stanie uprzyjemnić kilka godzin podczas bezsennej nocy.

Ocena: 6.3/10

czwartek, 17 maja 2012

Arnaldur Indriðason - W Bagnie, Grobowa Cisza, Głos


Bardzo długo nic nie pisałem. Brak weny, nastroju oraz kilka innych czynników, w które nie chcę się tu zagłębiać. Wracam i wypalam z grubej rury. Chciałbym zarekomendować cykl kryminałów islandzkiego pisarza Arnaldura Indriðasona. Dotychczas, jeśli Wikipedia nie kłamie, ukazało się już dziesięć powieści o detektywie Erlendurze Sveinssonie. Na naszym rynku doczekaliśmy się dopiero (albo aż, zależy jak na to spojrzeć) trzech. Wszystkie posiadam i przeczytałem w przeciągu ostatnich trzech miesięcy. Już pierwsza - "W Bagnie" zainteresowała mnie na tyle, że nabyłem drugą, zatytułowaną "Grobowa Cisza" (obie z serii Lato z kryminałem). I właśnie podczas jej lektury dotarło do mnie, że oto odkryłem prawdziwą kryminalną perełkę. Styl pisania tego faceta idealnie trafia w mój (nie do końca typowy, to trzeba przyznać) gust czytelniczy. Melancholijny, bardzo depresyjny nastrój, realizm, świetne dialogi i przede wszystkim zajmująca historia. Po skończonej lekturze szybko zakupiłem "Głos", ostatnią dostępną na rodzimym rynku część cyklu. Przeczytałem i tylko utwierdziłem się w swojej opinii. Komu polecam te książki? Na pewno nie tym, którzy od kryminału oczekują szybkiej akcji, dużej dozy makabry i ciągłych fabularnych twistów. Tu na pierwszy plan wysuwają się wątki obyczajowe, dokładne psychologiczne rysy portrety bohaterów. Studium zachowań ludzkich w opakowaniu kryminału - to chyba najlepsze określenie stylu Indriðasona. Zdecydowanie warto sięgnąć.

Oceny:
W Bagnie: 7.2/10
Grobowa Cisza: 8.5/10
Głos: 8.5/10