piątek, 24 lutego 2012

O trupach raz jeszcze...


Kilka minut temu przewróciłem ostatnią kartkę The Walking Dead. Narodziny Gubernatora i cóż, lekko zmieszany przyznaje, że jestem pod niemałym wrażeniem. Pisałem wczoraj, iż najprawdopodobniej moje zdanie odnośnie powieści nie ulegnie już zmianie, nie w przypadku, kiedy jestem tak blisko jej końca. I co? Myliłem się. Uległo. Mniej więcej 80 ostatnich stron przerzucałem z coraz szybciej i mocniej bijącym serduchem. Akcja nabrała tempa, swoistych rumieńców, wydarzenia w końcu nie były tak przewidywalne i oczywiste, a finał...finał zaskoczył mnie zupełnie. Nie chce nic sugerować osobom, które książki nie przeczytały, powiem więc tylko, ze oczekiwałem czegoś kompletnie odmiennego od tego, co dostałem. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyż nigdy nie należałem do osób, które, dajmy taki przykład, już w połowie kryminału wiedzą kto zabił (od tego mam siostrę ;), po prostu przypadkowo trafiłem w sieci na coś, co w mojej opinii zdradziło mi zakończenie. Jak się jednak okazało, nic bardziej mylnego. Wystarczy, pewnie i tak powiedziałem za dużo. Czy zatem polecam? Tak jak pisałem wczoraj, pierwsze 250 stron nie powala na łopatki, czyta je się trochę od niechcenia, momentami nawet zmuszając się do lektury. Pozostała część książki sprawia jednak dużo lepsze wrażenie. Gdyby tak wyglądała całość, moja ocena oscylowała by nawet w granicach 9 na 10 punktów. Tak kolorowo niestety nie jest, czego niezmiernie żałuje i przyznaje jej uczciwe (moim zdaniem) 6/10. Pozycja obowiązkowa dla miłośników komiksu The Walking Dead, dla fanów serialu czy ogólnie żywych trupów warta rozważenia, a pozostała rzesza czytelników może ją sobie z czystym sumieniem odpuścić.

2 komentarze: