Intruz - Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 560
Nigdy bym na Intruza nie spojrzał, gdyby nie moja starsza siostra. Podrzuciła mi książkę mówiąc coś o świetnym, wciągającym science-fiction. Niech będzie, pomyślałem układając książkę na półce, może będę kiedyś cierpiał na brak ciekawszych lektur, przyda się. I tym sposobem na kilkanaście miesięcy Intruz popadł w kompletne zapomnienie (ja i brak czegoś do czytania? Przy moim nieuleczalnym nałogowym buszowaniem po księgarniach, zarówno klasycznych jak i internetowych? Dobry żart). Jednak w końcu, a było to przy okazji książkowych porządków, nadszedł dzień, gdy zirytowany nieporęcznym formatem dzieła Meyer, postanowiłem przez niego przebrnąć i bezzwłocznie zwrócić prawowitej właścicielce :-P
Fabuła rzeczywiście może wydawać się interesująca. Nasza planeta zostaje opanowana przez istoty z kosmosu. Dusze, gdyż tak się o nich mówi, przejmują kontrolę nad ludźmi, traktując ich ciała jako pojemniki z żywnością. Poznajemy jedną z bardziej doświadczonych Dusz - Wagabunde. Jej żywicielem zostaje Melanie, młoda dziewczyna, której siła woli okazuje się tak potężna, że nawet stara wyga Wagabunda nie jest w stanie unicestwić jej jaźni. Melanie, pozbawiona kontroli nad własnym ciałem, postanawia zaatakować intruza swoją jedyną bronią - myślami i wspomnieniami, o chłopaku oraz młodszym bracie, których musiała zostawić. Próby te przynoszą w końcu skutek - oszołomiona złożonością ludzkich uczuć Dusza postanawia wraz ze swoją towarzyszką odszukać ukochanych.
Na okładce czytamy, że Intruz to pierwsza powieść Stephenie Meyer napisana z myślą o dorosłych czytelnikach. Ciężko się z tym zgodzić. Tak jak i w przypadku sagi Zmierzch, otrzymujemy historię celująca głównie w nastoletnie gusta. Bardziej wyrobieni czytelnicy szybko dostrzegą wszelkie braki i płycizny, którymi opowieść jest usiana. Wszystko toczy się bardzo przewidywalnym torem, tempo jest nierówne, książka często dłuży się i nuży. Chyba tylko w dwóch czy trzech fragmentach z prawdziwą przyjemnością śledziłem postęp wydarzeń. Autorka kompletnie nie wykorzystała potencjału tkwiącego w umiejscowieniu fabuły w zamkniętej przestrzeni (większa część powieści toczy się w jaskiniach). Zero napięcia, zero poczucia osaczenia. Nudy.
Oczekujących porządnego science fiction czeka srogi zawód, ale miłośnicy historii romantycznych poczują się jak ryba w wodzie. Bohaterki cały czas myślą i rozprawiają o sprawach sercowych, a wszystko to przeplatane jest wyciskającymi łzy scenami (zwłaszcza pod koniec). Meyer starała się nadać postaciom jakiegoś charakteru i w niewielkim stopniu jej się to udało. Nie są aż tak irytujące jak mogłyby być :) Gdyby jeszcze tylko dialogi nie były tak piekielnie sztampowe...
Ta historia miała pewien potencjał. Pomysł umieszczenia dwóch bohaterek w jednym ciele nie jest może zupełnie świeży, ale daje ogromne pole do popisu. Szkoda, że nie zostało ono wykorzystane.
Intruz nie jest powieścią pozbawioną wszelkich zalet. Ma swoje momenty, i czytelnicy w określonym wieku i o określonym guście na pewno będą czerpać z lektury przyjemność. W końcu nawet i ja dobrnąłem do końca, coś musiało więc mnie do przodu pchać. A tym czymś była czysta ludzka ciekawość. Tego jak się to wszystko skończy, czy dobro wygra ze złem, a bohaterki odnajdą swoje szczęście. Dowiedziałem się. Z czystym sumieniem polecam tylko czytelnikom poniżej osiemnastego roku życia, cała reszta może być mocno rozczarowana ;-)
Ocena: 5.1/10