Intensywność - Dean Koontz
Wydawca: Albatros
Liczba stron: 400
Oczekiwanie na premierę Kingowej kontynuacji Lśnienia postanowiłem umilić sobie lekturą czegoś lżejszego i niezobowiązującego. Miało już paść na Mastertona, ale buszując w ogromnym stosie nieprzeczytanych książek przyszło mi w końcu na myśl, że dawno nie sięgałem po nic od Deana Koontza. Jako pierwsza rzuciła mi się w oczy bijąca dość jaskrawą czerwienią okładka "Intensywności". Nie myśląc długo, zgarnąłem ją, a potem ruszyłem w stronę kanapy ;)
Z jednego prostego powodu odpuszczę sobie w tym wypadku przeklejanie wyprodukowanego przez wydawcę opisu fabuły. Zdradza zwyczajnie zbyt wiele - ostatnie jego zdanie odnosi się do dwusetnej strony książki. Nauczony doświadczeniem, czytam zawsze tylko dwa albo trzy zdania opisów (analogicznie sprawa wygląda z trailerami filmów, kilkanaście sekund i wyłączam), co po raz kolejny uratowało mnie przed ogromnymi spojlerami.
Główną bohaterka jest Chyna Shepherd, młoda, mocno doświadczona przez życie kobieta. W momencie, gdy wydaje jej się, że wszystko zaczyna się w końcu jako tako układać, ślepy los rzuca ją w szpony psychopatycznego mordercy. Rozpoczyna się walka o życie. A właściwie o dwa życia.
Nieco to uproszczone, ale przynajmniej nie odkrywa wszystkich kart.
Nie zadziwię chyba nikogo, stwierdzając, że Koontz jest pisarzem nierównym. Kupując jego książki mam często wrażenie uczestniczenia na jarmarcznej loterii, gdzie równie dobrze możemy wygrać toster, jak i parę niemodnych skarpet. O ile pomysły na fabułę są niemal zawsze w moim odbiorze co najmniej intrygujące, to efekty przelania ich na papier bywają różnorakie. Intensywność, pomimo kilku mankamentów, śmiało można zaliczyć do kategorii udanych dzieł autora. To pełnowymiarowy dreszczowiec, z odpowiednio zagęszczoną atmosferą, co najmniej kilkoma naprawdę trzymającymi w napięciu scenami i szybkim, iście filmowym finałem. Zmagania głównej bohaterki z zabójcą, choć odrobinę nieprawdopodobne, przedstawione są w sposób nieirytujący. Z pewnym zaskoczeniem zdałem sobie sprawę, że niektóre wydarzenia i opisy, które w wykonaniu innego autora obrzucałbym błotem, tu w ogóle mnie nie wkurzają. U Koontza, tak jak w przypadku Elizabeth Haynes i jej opisywanego niedawno thrillera "W najciemniejszym kącie", trafiają się nieco zbyt kwieciste i tandetne porównania, ale na szczęście u tego pierwszego ich natężenie nie jest przesadzone, co sprawia, że w Intensywności ta pisarska maniera nie razi jak u Haynes.
Summa summarum, od strony warsztatu jest na tyle solidnie, by w równym stopniu zadowolić mniej i bardziej wymagające gusta. Idealny kompromis.
Właściwie jedynym wyraźnym zarzutem okazuje się to, w jaki sposób Koontz kreuje w powieści czarny charakter. Raz po raz, w niemal każdej książce, mamy do czynienia ze skrajnie zepsutym, pokręconym do granic możliwości typem, u którego - nieważne jak dobrze szukać - dobrych cech się nie uświadczy. Sięgając po książki pisarza raz na dłuższy czas może to nie boli, ale przeczytajcie sobie kiedyś jedną po drugiej, a zobaczycie w czym problem.
Podczas mej niezbyt długiej kariery zapalonego czytelnika (dopiero dziesięć lat, wcześniej tolerowałem głównie komiksy), dobrałem się do dziewięciu książek Deana Koontza. Intensywność plasuje się wśród nich gdzieś na terenach górnej piątki. W sumie - dobra rzecz. Miłośnicy gatunku i samego pisarza nie będą zawiedzeni. Ja na pewno nie byłem.
Ocena: 7,0/10